fragment opowiadania "skorpion"
Jej zgrabne ciało zasłania bezkształtna koszulka i szerokie dżinsy.
Ma plusa za to, że nie wystroiła się jak pozostałe. Nie wiem czy to dystans do siebie czy po prostu zwyczajnie nie przywiązuje wagi do ubioru.
W innych warunkach ta sytuacja by mnie cholernie podniecała.
Jest coś kuszącego w nieśmiałych i nieprzystępnych kobietach. Masz ochotę zburzyć te mury, które wokół siebie postawiły i zobaczyć co tak naprawdę kryje się w środku.
Mroczna część mnie aż przebiera nogami żeby złapać ją za szyję i przycisnąć brutalnie do ściany. Zedrzeć z niej ten luźny t-shirt i kazać wystękać wszystkie fantazje jakie zaprzątają tę blond główkę.
Założę się, że jakby ją odpowiednio rozkręcić, okazałaby się całkiem niezła w łóżku.
Ale… no właśnie, jest takie małe ALE, które męczy mnie już od tygodni.
Mam na to wszystko wyjebane.
Po prostu.
Nic mnie nie cieszy, nic mnie nie kręci, wszystko wydaje się nijakie i do dupy.
Po instagramowaych lalkach, które same pchały mi się do łóżka, przyszła kolej na „zwyczajne” dziewczyny. Wydawało się, ze te ostatnie odczarują ten jebany stan zawieszenia ale nic z tych rzeczy.
Ja po prostu nie jestem zainteresowany. Nie ważne jak mądrze by mówiły, jak piękne by były i jak dobre są w łóżku.
Mam na nie wszystkie wyrąbane.
Ania, bo tak ma na imię blondynka, przekręca głowę w bok i powtarza pytanie.
– Pytałam jak długo znasz Wiktora?
No tak, Wiktor. Mój wspólnik i najlepszy przyjaciel. To on ustawił mi tą randkę. Ania jest koleżanką z pracy jego dziewczyny Martyny.
– Zobaczysz, że ci się spodoba – przekonywał – jest ładna i normalna, a właśnie takich kobiet teraz potrzebujesz.
Nie wie jakich kobiet potrzebuje bo ja sam się już w tym wszystkim gubię.
Nudzą mnie te same wyświechtane gadki, flirty i nawet seks mnie nudzi. Potrzebuję wyzwania. Kogoś kto dotrze do najciemniejszych zakamarków mojej popapranej duszy i obnaży to czego nawet ja sam nie jestem świadom.
Potrzebuję….
Odchrząkuję nerwowo bo to ostatnia osoba, o której chcę w tej chwili myśleć.
Ania obserwuje mnie bacznie czekając cierpliwie na odpowiedź.
– Znam go od zawsze – zbywam ją, nie wdając się w szczegóły.
– Jesteś przedszkolanką z tego co pamiętam? – zmieniam temat bo chcę ją czymś zająć – opowiedz mi o swojej pracy.
Ania się rozluźnia i zaczyna opowiadać o swoich podopiecznych i o tym co robi. Jej twarz się rozjaśnia jak o tym mówi. Uśmiecha się szeroko, a jej oczy rozbłyskują jakby przekazywała mi receptę na wieczne szczęście.
Widać, że jest to jej ulubiony temat. Facet z którym założy rodzinę wygra los na loterii.
Niestety, ja nim zdecydowanie nie będę.
Rozglądam się po sali niewielkiego pubu, w którym się znajdujemy obserwując pozostałych gości. Jest czerwcowe popołudnie, na dworze świeci słońce ale wewnątrz panuje przyjemny półmrok i chłód. Ludzie rozmawiają ze sobą, śmieją się, jest gwarno i jak na mój gust zbyt głośno.
Nie lubię tej pory roku.
Za ciepło, za słonecznie i za wesoło.
Ta pogoda sprzyja powierzchownym relacjom i płytkim rozmowom, a to nigdy nie była moja bajka.
– Damian, Damian... – głos Ani dociera do mnie jak przez mgłę – odnoszę wrażenie, że mnie nie słuchasz.
„I masz rację”.
Prostuję się na krześle i wypuszczam głośno powietrze.
– Słuchaj Aniu…. – zaczynam dochodząc do wniosku, że nie ma sensu dłużej tego ciągnąć, kiedy rozprasza mnie dźwięk otrzymanej wiadomości w komórce.
Nie jest to zwykły dźwięk. Jest to sygnał, na który czekam od lat.
– Sorry – przerywam nagle i chwytam za telefon wgapiając się w jego ekran.
Czuję jak cała krew odpływa mi z twarzy, a w spodniach robi się cholernie ciasno.
Wystarczą dwa słowa żeby mój fiut stanął na baczność.
Machinalnie sięgam po portfel i wyciągam 100 zł po czym kładę je na stół. Odsuwam krzesło i wstaję.
– Było mi bardzo miło Aniu ale niestety muszę już iść – oznajmiam głośno.
– Ja stawiam – dodaję wskazując na leżący banknot.
– No wiesz – prycha oburzona – ale z ciebie dupek. Martyna miała rację kiedy mnie ostrzegała.
„No i wyszło szydło z worka…”
– W takim razie mogłaś jej posłuchać – dodaję nachylając się w jej stronę i uśmiechając uroczo, po czym wychodzę bez pożegnania.
pełna wersja e-booka – „skorpion” – dostępna już w sklepie na stronie głównej.
